środa, 18 kwietnia 2007

Naród - zbiorowisko idiotów

Po co jakiejś grupie ludzie, których łączy jeden język, kultura, obyczaje państwo? Można by przytoczyć bez liku definicji państwowości. W tym przypadku wydaje mi się, że właściwą jest: instytucja powstała w celu reprezentacji interesów narodu. Wiadomo, że każdy, a przynajmniej ogromna większość ludzi chce czuć się bezpiecznie. Nie każdy za to ma predyspozycje, żeby wziąć do własnej ręki pałkę i dyscyplinować za jej pomocą niesfornych sąsiadów. W celu pilnowania porządku powołano więc policję. Inne instytucje państwa bronią interesu obywatela w innych sferach.

Układ wydawałoby się idealny. Obywatel, łożący na utrzymanie instytucji w formie podatków, otrzymuje za to opiekę tej instytucji. Dzięki czemu, nie musi być wojownikiem zdolnym do obrony swojej rodziny, nie musi być prawnikiem, czy kimkolwiek innym. Jedyne co powinien robić, to regularnie płacić podatki.

Niestety między ideałem, a rzeczywistością (jak zwykle zresztą) widoczny jest rozdźwięk.

Człowiek (a jego podgatunek - polityk - szczególnie), niestety jest zawodną maszyną. Otrzymawszy władzę, ego tegoż rośnie w takim stopniu, że niezwykle takiemu osobnikowi trudno pogodzić się z faktem, że istnieją ludzie, którzy mają zupełnie inne poglądy. A ona sam jest tylko od tego, aby sprawić, aby tymże ludziom żyło się lepiej. Celem takiego władcy o wybujałym poczuciu własnej nieomylności , jest sprawić, żeby wszyscy myśleli wg jedynej słusznej reguły - jego reguły.

I oto z instytucji, która miała reprezentować obywatela, troszczyć się o jego dobro, otrzymaliśmy zbiegowisko megalomanów, których misją nie jest dopasować materię do obywatela, oni starają się przepoczwarzyć obywatela, aby ten pasował do ich koncepcji świata. Owi megalomani sami stawiający się w roli animatorów myśli narodu, nakazami i zakazami starają się kreować "ja" obywatela.

Kilka przykładów:

Przy okazji wizytacji w Polsce papieża Benedykta XVI, na terenie województwa mazowieckiego obowiązywał zakaz sprzedaży alkoholu. Wydawałoby się, że osoba, która odbierze wizytę zwierzchnika Kościoła Katolickiego jako ważne wydarzenie duchowe, powstrzyma się od spożywania mocnych trunków. Natomiast, cała reszta, których ta wizyta ani ziębi ani grzeje, jeśli mają ochotę, to mogą się raczyć gorzałą ile dusza zapragnie. Wydawałoby się....

Przykład dużego kalibru - eutanazja. Logicznym wydaje się, że prawo do decydowania o własnym życiu i śmierci należy tylko i wyłącznie do samego zainteresowanego. Błąd! Władcy mają na to inny pogląd. W związku z ich przekonaniami, w tym przypadku ich światopogląd jest ponad światopoglądem obywatela.

Słabszy przykład. Zakaz handlu w niedzielę. Podyktowany oczywistą troską (związaną z katolickim światopoglądem dyrygentów włądzy) o duchowe życie obywatela. Oczywista - myśl, że ktoś może nie podzielać takich poglądów jest zbyt abstrakcyjna - aby mogła przyjść do głowy. Zakaz ten jest tak głupi, że sam nie wiem, z jakiej strony zacząć z niego drwiny. Mógłbym się przyczepić, że gdyby Polacy potępiali pracę w niedzielę, to mogliby zbojkotować wszelkie instytucje jakie śmią być w ten dzień pozostawać otwarte. Mógłbym wytknąć, że przy obecnym stanie rynku pracy, kiedy markety same zachęcają do zatrudnienia się u nich, gorliwy katolik mógłby wybrać pracę, które nie koliduje z jego przekonaniami. Gdzie tam! Choćby czcił szatana, a niedziela kojarzyła mu się tylko z kolejno wychylanymi kilkunastoma piwami, dzień święty będzie święcił!

Dzisiaj przeczytałem, że Liga Polskich Rodzin chce zakazać rozwodów. I ponownie - grupie fundamentalistów wydaje się, że są mądrzejsi od innych, że to oni mają wyłączność na słuszne poglądy. Reszta albo się ukorzy dobrowolnie, albo zmusi się ich paragrafami.

Długi jeszcze mógłbym wyliczać przykłady, tylko po co? Dla władzy jesteśmy bandą idiotów, niedorozwiniętych dzieci, z którymi się nie rozmawia. Którym mówi się, co mają myśleć, co czuć. Kim być. Jak żyć.

Brak komentarzy: