poniedziałek, 18 czerwca 2007

Antyklerykalny fanatyzm

Pisałem już o różnych przedstawicielach kleru. Zwykle moje pisanie miało kontekst negatywny. Nie mam wątpliwości, że pośród przedstawicieli tak zwanego "stanu duchownego", znajdują się wartościowi i dobrzy ludzie. Choć przyznaję, nie pamiętam abym cokolwiek o nich pisał. (No, może było parę słów o prof. Obirku). Czas napisać kilka słów o człowieku który znajduje się po przeciwnej stronie barykady - o antyklerykale, który nie jest ani wartościowy ani dobry.

Gazeta Wyborcza: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,4228203.html

Patrol policji i Straży Granicznej zatrzymał młodego warszawiaka, który w Muszynie-Złockiem podpalił drewnianą zabytkową cerkiew, pełniącą funkcję kościoła katolickiego.
(...)
Mężczyzna przyznał się do popełnienia przestępstwa, uzasadniając podpalenie cerkwi tym, że nie lubi kleru.
Żaden fundamentalizm nie jest dobry. Ani religijny, ani antyklerykalny (nie wiem, czy wspomniany warszawiak jest ateistą. Zakładam, że jest antyklerykałem, choć równie dobrze może być fanatycznym protestantem, który nienawidzi instytucji Kościoła Katolickiego).

Uważam, że to co zrobił ten człowiek jest ZŁE. Uważam tak z kilku powodów.

Po pierwsze. Zwiedziłem spory kawałek południowo-wschodniej Polski. Znajduje się tam wiele cerkwi, cerkiewek i cerkwisk. Są to miejsca niezwykle piękne, spokojne i urokliwe. Fakt - ludzie czcili, lub nadal czczą tam byty których istnienie odrzucam. Ale nawet jeśli pominę mistyczny charakter tych miejsc, to nadal pozostaje nienaruszony ich urok i piękno. Za niedopuszczalne uważam niszczenie jakichkolwiek obiektów, zwłaszcza zabytkowych.

Po drugie. Wspomniany fundamentalizm. Kiedy myślę o postępku tego człowieka, przychodzi mi na myśl zdarzenie jakie niedawno miało miejsce w Tybecie. Mianowicie władze chińskie zburzyły wielki buddyjski posąg. Mam nadzieję, że żaden antyklerykał, ani ateista nie chce budować takiego porządku jaki można oglądać w Chinach.

Po trzecie. Polska jest krajem sklerykalizowanym. Jeśli warszawiak chce z klerem walczyć - internet jest otwarty. Może o tym pisać, może protestować. Może też wziąć transparent wypisać kilka antyklerykalnych haseł i machać nim przed kościołem, czy Sejmem. Nawet jeśli zostanie aresztowany, to wiele osób będzie go szanowało za odwagę. Ale tchórzliwe podpalenie zasługuje tylko na potępienie. Nie tędy droga.

Po czwarte. Każdy ma prawo do swojego światopoglądu. Jestem ateistą. Mogę rozmawiać z teistą, mogę się z nim nie zgadzać. Ale on MA PRAWO do swoich poglądów, tak samo jak ja mam do swoich. Teista ma prawo do praktykowania swojej wiary, jakkolwiek śmieszna by ona dla niewierzącego nie była. Niewierzący może wyrazić swoje zdanie, wierzący może je zignorować. To nazywa się wolnością słowa i poglądów. Fizyczny atak na budynek, skupiający pewną grupę podobnie myślących ludzi, jest zamachem na ich wolność.

Jestem ateistą, antyklerykałem i liberałem. Zdecydowanie potępiam czyn tego człowieka. Jakiekolwiek protesty, pomysły, idee etc. winny być przekazywane wyłącznie w sposób pozbawiony fizycznej agresji.

środa, 13 czerwca 2007

Absurdalny wyrok za obrazę uczuć religijnych

Za www.tvn24.pl

Za obrazę i ośmieszenie uczuć religijnych informatyk Radosław R. ma wspomóc Dom Pomocy Społecznej Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP w Brzesku, które opiekują się niesprawnymi intelektualnie dziećmi. Zdaniem sędziego, internetowa „Spowiedź On-line" ośmieszała sakramenty święte - wyznania grzechów i eucharystii przez prowokacyjną formę.

link: http://www.tvn24.pl/-1,1510109,wiadomosc.html

Przeczytałem zarzuty, jakie postawiono nieszczęsnemu informatykowi, i nasunęło mi się pytanie, "No i co z tego?" Co z tego, że ośmieszył on sakramenty święte? Po pierwsze dla niego najwyraźniej nie są to żadne świętości (dla mnie także. Zresztą co to jest świętość?), po drugie czy obowiązkiem każdej osoby publikującej cokolwiek, jest badanie stanu uczuć osób ową publikację odbierających? No i po trzecie, co takiego specjalnego mają w sobie uczucia religijne, że tylko takie podlegają ochronie prawnej,
dlaczego prawo nie karze tych którzy wywołują strach, obrzydzenie czy inne uczucia negatywne?   Jeśli zdaniem  tej osoby, spowiedź  jest śmieszna, to czy nie ma prawa wyrazić swojego zdania?

Im więcej o tym myślę, tym większy gniew budzi we mnie ten wyrok. Bo jest to prawnie usankcjonowany kaganiec założony na umysł. Prawny wymóg szacunku. Wymóg godzenia się ze światopoglądem innych. Co gorsza ci "inni" takiego obowiązku nie mają. Mogą mówić, pisać co im się tylko podoba!

W przypadku kiedy ktoś głęboko gardzi jakąkolwiek religią (czyż jako człowiek nie ma takiego prawa?). Kiedy wykazuje on jej śmieszność, brak logiki - niech trzyma się poważnego tonu,  skomplikowanego i trudnego słownictwa. W chwili kiedy potraktuje religijne absurdy satyrą, wchodzi na grząski teren. O religii można mówić wszystko, byle poważnie. To kpiny z niej wydobywają pianę na usta jej wyznawców. O czym przekonał się skazany informatyk.

Na stronie z artykułem można obejrzeć jeszcze film. Widać na nim osobę która złożyła doniesienie do prokuratury. Określa się ona jako "kochająca" i wierząca. Specem od religijnych dogmatów nie jestem, ale czy w przypadku obrazy chrześcijanin nie powinien nadstawić drugiego policzka? Wybaczyć błądzącemu heretykowi? Ale pewnie się mylę. Najpewniej jest tak, że każdy przykładny katolik, zaraz po odnotowaniu rany na swoich uczuciach powinien pokłusować w stronę najbliższej prokuratury.

Ale mimo wszystko można odnotować jakiś postęp. Kiedyś Radosław R. zostałby publicznie spalony...

IV RP bierze przykład z PRL?

Przeczytałem artykuł który mną wstrząsnął, i to bardzo mocno.
Oto link do tego tekstu:

http://www.przeglad-tygodnik.pl/index.php?site=kraj&name=2932


Cóż mogę do tego dodać... IV RP miałem, mimo wielu wpadek i incydentów, to ciągle za państwo prawa. Okazuje się, że przedstawiciele tegoż, paragrafy mają za nic.

Przerażające to jest. Bez zarzutów, bez powodu, wystarczy pokrewieństwo, lub znajomość z osoba którą władza ma obecnie chęć "utopić". I lądujesz "obywatelu" w areszcie, na wiele, wiele miesięcy. Czy nie jest to paradoks, że przedstawiciele polskich władz pomagali w demokratycznych przemianach na Ukrainie, planują takąż pomoc dla Białorusi, podczas kiedy na naszym podwórku dzieją się rzeczy godne państw totalitarnych?

W takich chwilach naprawdę cieszę się, że jesteśmy członkiem Unii Europejskiej, mimo przerażającej biurokracji tej instytucji, mimo jej socjalistycznych ciągot. To ogromnym plusem jest fakt, że zza granicy ktoś patrzy na brudne ręce naszych polityków.

wtorek, 12 czerwca 2007

Dlaczego polskie media milczą?

W Rumunii wrze. Odbyła się próba zawieszenia prezydenta. Odbywają się tam wielotysięczne demonstracje. Zmęczeni stylem sprawowania władzy przez polityków ludzie żądają wprowadzenia Jednomandatowych Okręgów Wyborczych i likwidacji Senatu.

Zadziwia mnie śladowa ilość informacji jakich udzielają na temat wydarzeń rumuńskich polskie media. Czyżby obawiali się, że Polacy wyjdą na ulicę z podobnymi postulatami?

Degrengolada klasy politycznej jest podobna. Szkoda, że tylko Rumuni widzą na to lekarstwo.

Abp Józef Życiński o "Bogu urojonym" Dawkinsa

Na Onecie, jako przedruk z "Tygodnika Powszechnego" pojawiła się odpowiedź (riposta?) na niedawno wydaną w Polsce książkę Richarda Dawkinsa pt. "Bóg urojony".

Artykuł można znaleźć tu: http://wiadomosci.onet.pl/1417448,240,1,0,1,kioskart.html

Nie lubię czytać polemik ludzi wierzących z ateistami. Szybko nużą mnie argumenty tych pierwszych. Są one zwykle oparte na ich wierze właśnie. Z takimi argumentami nie daje się walczyć w sposób racjonalny, bo nie mają one z racjonalnością nic wspólnego. Dlatego nie ma sensu obnażać ich nielogiczności - wierzący nie zastanawia się nad logiką wiary. Ogromna większość dyskusji między niewierzącym a teistą nie będzie miała rozstrzygnięcia, z powodu zupełnie innego przyjmowania argumentów dyskutanta.

Ale zjechałem trochę z tematu.

Arcybiskup w swoim artykule nie atakuje argumentów Dawkinsa. Jako swoją tarczę wystawia książkę Alistera i Joanny McGrathów pt. "Bóg nie jest urojeniem. Złudzenie Dawkinsa". Książki nie czytałem, nie mogę się do niej odnieść. W swoim tekście polski hierarcha usiłuje wbić Dawkinsowi kilka szpilek.
Na początku, oczywiście bez żadnych argumentów czy przykładów, próbuje zdeprecjonować książkę, wmawiając czytelnikowi, że lektura owszem, porusza - ale tylko laików. Prawdziwi naukowcy na tanie sztuczki nie dają się nabrać. Prosty psychologiczny zabieg - odrzuć treść książki będziesz taki jak mądrzy naukowcy.

Szczególnie zaciekawił mnie jeden fragment tekstu Życińskiego:

Jako grupy dotknięte epidemią powodowaną przez tenże wirus Dawkins wymienia jednym tchem wyznawców wielebnego Moona, scjentologów i siostry zakonne. Pierwszy z wymienionych, Sun Myung Moon, jest znany przede wszystkim z politycznego zaangażowania, bigamii i przestępstw podatkowych; dla Dawkinsa jawi się jednak niemal jako klasyk religijności. Twórca "Kościoła" scjentologów Ron Hubbard jest z kolei powszechnie znany jako szarlatan propagujący idee niezgodne z wiedzą przyrodniczą. Jeśli ktoś, wzorem Dawkinsa, chciałby do tego towarzystwa dołączyć matkę Teresę z Kalkuty lub
św. Franciszka z Asyżu, dałby jedynie dowód ignorancji religijnej.

Oburzające porównanie? Nie sądzę. Bez większego problemu, po kilku minutach spędzonych z wyszukiwarką mogę znaleźć przedstawicieli Kościoła Katolickiego którzy angażują się politycznie (tu akurat wyszukiwarka nie jest potrzebna, przykładów z własnego podwórka mamy bez liku), czy problemy z prawem, bigamista pewnie też się znajdzie.

A już w zupełne osłupienie wprawił mnie argument abp. Życińskiego o Ronie Hubbarcie, - "szarlatanie propagującym idee niezgodne z wiedzą przyrodniczą". Może ja czegoś nie zrozumiałem,  może to jakiś skrót  myślowy albo semantyczne nadużycie, ale jakie idee propaguje pierwszy lepszy ksiądz w kościele? Czy zmartwychwstanie, dziewicze poczęcie, potop, kreacja świata w sześć dni nie są niezgodne z aktualną wiedzą przyrodniczą?

Daje się zauważyć, że co inteligentniejsi przedstawiciele Kościoła Katolickiego próbują rozmywać różnice w postrzeganiu świata przez ich religię a niezależną naukę. Takie niedbałe machanie ręką i mówienie: "dajcie spokój, generalnie prawie we wszystkim się zgadzamy", albo próbują  przemilczać skrajnie różne stanowiska nauki i religii.
Nie można na to pozwolić. Trzeba demaskować wszelkie tego próby. I to robi Dawkins. Mówi wprost - tego nie da się pogodzić, jakikolwiek związek nauki z religią oznacza kaganiec dla nauki.

Robi to brutalnie, to prawda, ale delikatnością nic się w tej sferze nie zdziała.

środa, 6 czerwca 2007

Referendum

Pani Justyna Romanowska, zmęczona sposobem sprawowania władzy przez naszych obecnych włodarzy, postanowiła zebrać 500 tysięcy głosów poparcia i zorganizować referendum, dzięki któremu odwołany zostałby Sejm oraz Prezydent.

Oto link do strony pani Justyny.

http://www.referendum2007.org/


Ze wsi wieje ciemnotą

Za Onetem:

Proboszcz grozi nauczycielce ekskomuniką

Dyrektor szkoły w mazowieckiej wsi Kroczewo wywiesiła w pokoju nauczycielskim ogłoszenie, w którym w imieniu miejscowego proboszcza wyznaczyła imiennie nauczycieli do przygotowania ołtarza na Boże Ciało - informuje "Gazeta Wyborcza".Ołtarz ma stanąć dzisiaj kilkadziesiąt metrów od szkoły. Grupa nauczycieli ma rozłożyć dywany, postawić obraz i przystroić go gałęziami młodych wierzb.

- Szlag mnie trafił, jak to przeczytałam. Co prawda jestem wierząca, ale nikt nie ma prawa wymagać ode mnie takich rzeczy - oburza się jedna z wymienionych nauczycielek.

- Nie widzę w tym nic złego. To taka nasza lokalna tradycja. Poza tym ksiądz proboszcz z ambony wyznaczył nas do przygotowania ołtarza. Nie mogliśmy odmówić - tłumaczy Teresa Załęska wicedyrektor szkoły.

- A jeśli któryś z nauczycieli jest niewierzący? - pyta dziennikarka "GW". - Nie ma takiej możliwości. Przecież szkoła ma imię Jana Pawła II - zapewnia Załęska.

Przygotowanie ołtarza zlecił ksiądz dr Marek Zawadzki z parafii św. Jana Chrzciciela. - Jestem proboszczem, więc zażyczyłem sobie, by jeden ołtarz przygotowali nauczyciele. I nie pozwolę, by mniejszość, która żyje bez Boga, mówiła mi, co mam robić. Ustalę, która z nauczycielek doniosła na mnie. Na pewno ją ukarzę. To ja mam tu władzę duchową nad wsią. To będzie coś w rodzaju ekskomuniki - powiedział "Gazecie".


link: http://wiadomosci.onet.pl/1548965,11,item.html


Ciekawa sytuacja. Pokazuje kto jest panem i władcą polskiej wsi. Te argumenty... Buta, arogancja i pewność siebie proboszcza wsi Kroczewo mnie poraża.

Ciekawi mnie postawa dyrekcji ww. szkoły. Po pierwsze, dyrektor szkoły musiała  wydać polecenie nauczycielom, aby ci podporządkowali się życzeniom księdza. Czy takie prace należą do obowiązków nauczyciela?

A już zupełnie na kolana powaliła mnie wypowiedź pani wicedyrektor szkoły, p. Teresy Załęskiej. Cytacik: A jeśli któryś z nauczycieli jest niewierzący? - pyta dziennikarka "GW". - Nie ma takiej możliwości. Przecież szkoła ma imię Jana Pawła II - zapewnia Załęska. Zastanawiam się, czy osoba niewierząca mogłaby podjąć pracę w tej szkole. Wypowiedź pani dyrektor sugeruje, że wiara jest niezbędna do tego, aby tam uczyć. Jeśli tak, to czy postawa urzędników nie gwałci podstawowego prawa obywatela, to jest prawa do dowolnego, lub braku wyznania?

Łatwo jest być niewierzącym w dużym mieście, ale co ma powiedzieć mieszkaniec małego miasteczka, albo co gorsza - wsi? Sąsiedzi, bezbożnika gotowi na widłach roznieść na jedno skinienie ubranego na czarno "dobrodzieja". Mądre przysłowie mówi aby między wronami krakać jak one.