piątek, 5 października 2007

Kreacjonizm to nie nauka

Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy (ZPRE) zwróciło się do instytucji oświatowych, by ostro sprzeciwiły się próbom przedstawiania kreacjonizmu jako dyscypliny naukowej.

Wirtualna Polska
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,wid,9267067,wiadomosc.html

Po wybrykach Giertycha seniora, i coponiektórych członków LPR, taki apel może się okazać potrzebny.
Ale nie wiem, czy zmieni cokolwiek w Polsce, gdzie stołki w instytucjach oświatowych obsadzone są przez posłusznych pretorian władzy, których jedynym zmartwieniem jest to, jak przetrwać kolejną zmianę warty w Sejmie.

Zadziwiają mnie próby podciągnięcia takich potworków jak teologia (nie mylić z religioznawstwem!) czy właśnie kreacjonizm do rangi "dyscypliny naukowej". Jak "dyscypliną naukową", może być nauka w której znajduje się jedno nienaruszalne twierdzenie - "Istnieje Bóg", a treścią tejże nauki jest okrywanie działać i intencji tej tajemniczej istoty. Równie dobrze mógłbym stwierdzić, że wszechświat jest sterowany przez koty, które nieświadome co prawda, ale kierują od tysięcy (tak, tysięcy. Przed 10465 laty wszechświat został stworzony przez Mruczusia - burego kocura, macie jakieś dowody aby temu zaprzeczyć?) lat losami całego uniwersum. Uznam to za podstawę, pójdę kilka kroków naprzód i stwierdzę że nigdy nie pojmiemy co kryje się za niedoścignioną gracją kocich ruchów, powinniśmy tylko obserwować i zgadywać co nam zgotują te sympatyczne futrzaki. Będę nagłaśniał zbiegi okoliczności które potwierdzą moje nauki, oraz ignorował zdarzenia zaprzeczające. Zawsze mogę stwierdzić, że w związku z kocią nieprzewidywalnością nie jesteśmy w stanie pojąć ich działań i intencji. I tak dalej, i tak dalej. Teraz mogę zabrać się do pisania. Mogę opisać sprzeczne z prawami natury przypadki użycia kocich mocy, opakować to wszystko w odpowiednią oprawę i mam cały ceremoniał gotowy! Kolejna religia już czeka na swoich wyznawców. Zbierzmy ich trochę, i możemy atakować oświatę. Będziemy nauczać Felinologii w szkołach, odmowa wiąże się z obrazą naszych uczuć religijnych, z pewnością coś damy radę ugrać.

Jakichkolwiek bzdur by jakiś religijny fanatyk nie nauczał, ludzie wcale nie są skłonni ich odrzucić. Jakieś 80-90 procent (liczba wynikająca z mojej oceny, nie poparta żadnymi badaniami) w coś wierzy. Odrzucenie wiary innych, obnażenie jej braku logiki, czy bezsensu deprecjonuje także ich wiarę. Mamy więc taki klub wzajemnej adoracji - istnieją obok i (przynajmniej udają że) się szanują. Mimo, że głoszą zupełnie inne, sprzeczne często prawdy.

Brak komentarzy: